Miałem napisać coś o piosence Adele do najnowszego Bonda, ale przypadkiem sięgnąłem po starą płytę Napalm Death („Fear, Emptiness, Despair”) i… nie, nie, życie nie przeleciało mi przed oczami, choć pojawiły się refleksje.
W miniony weekend, oczekując na znajomych po meczu Legii z Wisłą (2:1, Legia liderem w lidze;), stałem sobie pod drzewem na Łazienkowskiej i paliłem papieroski. Pojawili się inni znajomi, których nie oczekiwałem, a z którymi spotkanie było bardzo miłą niespodzianką, oraz baaaaardzo dawno niewidziany kolega ze szkoły. Przed laty dzieliliśmy pasję słuchania ekstremalnej muzyki. Na jego pytanie o to, czego „się teraz słucha” odparłem, że ja to właśnie chyba wyrastam z death metalu, bo coraz więcej nowych produkcji z tego gatunku mnie śmieszy albo nuży. Szybko zrobiłem mu też mini-wykład na temat kilku fascynujących, godnych polecenia współczesnych „dziwactw”, wśród których znalazło się też miejsce na najnowszą płytę Napalm Death.
Kolega zrobił wielkie oczy i powiedział coś, co pchnęło mnie do przypomnienia sobie hasła do tego bloga;) „Co jak co, ale ten nowy Napalm Death na pewno jest OK. Ten zespół nawet jak by zaczął grać muzykę góralską, to robiłby to dobrze.”
Sprawdziłem. Nawet płyty uważane w chwili opublikowania za takie sobie, po latach brzmią co najmniej intrygująco. A najczęściej wciąż świeżo i są po prostu dobre. I zrozumiałem, że to nie ja wyrastam z death metalu, ale death metal kolejny raz jest w dołku. Poza Napalm Death. Odkąd zespół z Birmingham zaczął flirtować z tym radosnym nurtem w sztuce (czyli od początku lat 90., od albumu „Harmony Corruption”), pojawiały się nowe, coraz bardziej ekstremalne zespoły (wizerunkowo albo technicznie), reaktywowały się stare, a te które trwały od początku – miały wzloty i upadki (Cannibal Corpse, Deicide, Morbid Angel, Immolation, Unleashed, Obituray, At The Gates, Carcass, Nile, Hate Eternal, Death, Decapitated, Suffocation, Deicide, Grave i inne. Proszę sobie dopasować kto, co i dlaczego).
A Napalm Death, poza zboczeniem na industrialne podwórko (choć prawdę mówiąc, wcale nie najgorszym, więc eksperymenty z płyty „Diatribes” można uznać za udane) i niedopasowaniem oczekiwań do rynku (co skutkowało nie tylko najmniej porywającymi dziełami w ich dyskografii – „Inside Torn Apart” i „Words from the Exit Wound” – ale i próbą samobójczą wokalisty, Barneya Greenwaya; na szczęście nieudaną) robił i robi swoje. Ich kolejne płyty nie wywołują zażenowania. Choć Barney zazwyczaj drze się jak potwór z kreskówki, albo demon z horroru, muzyka najczęściej frapuje. Zresztą strona wokalna coraz bardziej jej dorównuje. Na najnowszej płycie (znakomita „Utilitarian”) zdarzają się nawet chwile melodeklamacji.
Kończąc tę przydługą laurkę, muszę przyznać, że nadal jestem wieśniakiem słuchającym death metalu. I choć porastam siwą szczeciną i wyrastam z koszulek z lat 90., to dorosłem też do obwieszczenia sobie i każdemu, kto jakimś zrządzeniem losu to czyta, że Slayer Slayerem, ale to Napalm Death w historii ekstremalnej muzyki najmniej razy mnie zawiódł.
O czym nie muszą świadczyć poniższe przykłady, bo każde dziecko wie, że tak jest, ale pewnie każdy chętnie sobie potupie do tych „przebojów”.
http://www.youtube.com/watch?v=TiTxY7ZRZKs
http://www.youtube.com/watch?v=npa8qUNEIFY
http://www.youtube.com/watch?v=tr-TNmfuEuA
http://www.youtube.com/watch?v=I48hapgnt7g
http://www.youtube.com/watch?v=uGVahiTA6rE
http://www.youtube.com/watch?v=YGahj5rkqdY
http://www.youtube.com/watch?v=I0NqN6mGO2g
A tu także polecone koledze z podstawówki „dziwactwa”, których i tak nie zobaczy, bo nie ma konta na fb, ani bloga na wp, a wszystko, co mu opowiedziałem zapewne zapomniał:)
http://www.youtube.com/watch?v=d18F_2Z_v5s
http://www.youtube.com/watch?v=4D7RzUtFEps
http://www.youtube.com/watch?v=qciRxrlTFGc
http://www.youtube.com/watch?v=TPKcIiHRilQ
http://www.youtube.com/watch?v=q58XkUplDn0
http://www.youtube.com/watch?v=A0daZxIn_Xw
http://www.youtube.com/watch?v=4v9UJT9v2yM
http://www.youtube.com/watch?v=OET8SVAGELA
http://www.youtube.com/watch?v=moiUyFQQE-0